Grzybobranie po naszemu
Miał być weekend pod znakiem grzybobrania, a poprzestaliśmy na początkach zabezpieczania desek podbitkowych preparatem antygrzybicznym (między innymi).
70 metrów kwadratowych drewna świerkowego to 20 paczek dwunastocentymetrowych desek o długości prawie 5 metrów każda. W każdej paczce desek sześć.
(słownie: stodwadzieścia-cholernie-długich-i-nieporęcznych-upierdliwie-chłonących-lakier-dech)
Spóśród 120 desek w ciągu weekendu udało mi się zabezpieczyć cud-preparatem jakieś 70.
O ile nie zeświruję do tego czasu, to takich dwustronnych malowań przewiduję jeszcze CZTERY (2 razy impregnat Basic HP Sadolin, 2 razy lakierobejca Extra Sadolin, pinia. Się zobaczy czy będzie extra).
A więc czym chata bogata:
Miejsce pracy przygotowane przez domowego Behapowca- amatora. Ergonomiczna wysokość. KONIECZNIE muszę przyznać, że faktycznie- przygotowane z wielkim kunsztem.
Wciąganie palet na górę przez wyłazik (jak również dech) było fajną rozrywką w piątkowy wieczór, nie ma co. I na pewno kreatywną. Bo ten sam Behapowiec wymyślił, że zaczepimy do każdej takiej palety gruby drut (oczywiście odpad pobudowlany), do drutu uwiążemy parcianą psią smycz, po czym Behapowiec wejdzie na górę, a ja - pomagier- założę drut na każdą jedną paletę i na raaaaaaz Behapowiec zacznie wciągać. No i tak wciągnął te kilka palet.
Aż dziw, że kasku nie kazał zakładać.
Nie chcę nawet myśleć co zastosujemy, żeby te palety z powrotem znieść na dół.
A nie, poprawka, już kreatywny Behapowiec wymyślił metodę: JA RZUCAM, TY ŁAPIESZ.
Prosta. Powinno pójść gładko :)
(PS. W mojej tymczasowej pracowni ciesielskiej jakieś owady uwiły sobie mały kokon.
A w blaszaku urzędują myszy.
Ahoj, wiejska przygodo!)