Obiecanki cacanki i wycyckanie się z kasy
Ostatni tydzień stał pod znakiem nerwówy w związku ze staraniem się o kredyt. Bankowe gadanie i konfrontacja z realnym tokiem załatwiania sprawy załamuje.
W jednym z banków od ponad tygodnia czekamy na kontakt rzeczoznawcy, żeby wycenił rozpoczętą budowę. W międzyczasie przypominamy się i nic.
Dziś, a jutro to już najpóźniej będzie się z nami kontaktował. No i tak się kontaktuje... że póki co popłynęliśmy z kasą kompletnie, a rzeczoznawcy ni widu ni słychu, tym samym nie widu ni słychu kredytu, a płacić trzeba ciągle za coś.
Stan zero w toku, na dziś: Zasypane fundamenty.
(i taka zależność się zrodziła: Będzie kasa-->będzie beton-->będzie chudziak, czy jak to tam zwał).
tu nasz (prawie) wymysł w postaci rur pod ewentualną, przyszłą instalację pompy ciepła. Póki co będzie piec z podajnikiem na ekogroszek i/lub pellet.
A to tak w razie czego, gdyby nagle ceny pomp ciepła spadly na łeb, na szyję o jakieś 70 % :)